Gdy w sierpniowy poranek wychodzisz do ogrodu, a konkurencją cykad jest wszechobecne stukanie, to znaczy, że Portugalczycy zbierają alfarrobę. Niegdyś pożywienie biedaków, dziś narodowe dobro i dochodowy interes
Alfarobę zbierają wszyscy i nie zawsze swoją, o czym przekonaliśmy się na własnej skórze. Nasze, stare drzewa zostały dokładnie ostukane, a owoce wyzbierane. Nawet nie wiemy kiedy. To w tej chwili najdroższy produkt na rynku, za 15 kilogramów można dostać w skupie nawet 50 euro. Sensacyjne informacje o kradzieży alfarroby są niemal codziennie, podobnie jak newsy o aktualnej cenie, sytuacji w skupie i nastrojach producentów.
Alfarrobą żywił się Jan Chrzciciel, wędrując przez pustynię, stąd popularna nazwa chleb św. Jana, chlebek świętojański. Na Półwysep Iberyjski sprowadzili ją Maurowie. Już w 1777 roku była piątym produktem eksportowym Algarve.
Drzewa potrafią być naprawdę potężne i czasami aż uginają się od czarnych strąków. Robi się z nich brązową mąkę o charakterystycznym smaku. Ciasta z alfarroby, bardzo tu popularne, przypominają piernik. Jak to często bywa, chleb z alfarroby był kiedyś pożywieniem biedaków, dziś jest świętą tradycją, narodowym dobrem, znakiem rozpoznawczym Algarve i dochodowym interesem.
Naszej alfarroby wyszło pół worka, może się jeszcze uzbiera. Strąki są bardzo wysoko, więc ostukiwanie nie wchodzi w grę. Chciałabym pojechać do skupu i poznać proces zamiany narodowego dobra na kasę. Jak człowiek tu mieszka, jest ciekawy 
